poniedziałek, 19 maja 2014

Aktywność a znak zodiaku :)

Mignął mi na FB jeden artykuł, otworzyłam i się zaczytałam. I właściwie zaczęłam się nad tym zastanawiać...

Chcesz zacząć ćwiczyć? A może już ćwiczysz? Zastanawiasz się, czy wybrana aktywność jest dla Ciebie odpowiednia? Sprawdź swój znak zodiaku i zobacz jaka dyscyplina jest przeznaczona dla Ciebie (...)
KOZIOROŻEC (22 grudnia – 19 stycznia)
Osoby spod tego znaku najchętniej relaksują się w ruchu. Z reguły relaksują się w otoczeniu przyrody i zwierząt, dlatego też kiedy potrzebują chwili dla siebie ruszają na łono natury. Koziorożce, jeśli tylko mają czas, fundują sobie długie piesze czy rowerowe wycieczki. Koziorożce są wytrzymałe i cierpliwe.
Najlepsze dyscypliny: pilates, joga, nordic walking, wspinaczka, jazda na rowerze.

Ciekawe? Link do artykułu o tutaj - >klik<
O dziwo w moim przypadku niejako się sprawdziło, bo i jogę ćwiczę i pilates mnie kręci i wspinać się lubię i jeździć i chodzić. Ale czy to geny nasze uwarunkowały dziedzinę sportu, jaką lubimy? Czy gwiazdy? Co sprawia, że ktoś lubi się pocić, a ktoś inny nie? Co sprawia, że ktoś idzie na rower, ktoś biega, ktoś pływa?

Pamiętam jak byłam młodsza, to chętniej szłam na boisko i grałam w koszykówkę. Teraz mogłabym poboksować. Kiedyś nie wyobrażałam sobie dnia bez przepłynięcia jednego kilometra, a teraz? Na basenie nie byłam od kilku lat. Im jestem starsza tym wybieram inne dziedziny sportu, które mnie satysfakcjonują.

Co sprawia, że wybieracie taką a nie inną aktywność? Skąd wiecie, że to jest to? Jaką macie na to teorię? Bo widzicie, jak wspomniałam w moim przypadku się to sprawdziło, ale w przypadku mojego przyjaciela, który jest bliźniakiem - absolutnie (chyba że o czymś nie wiem :P) W sensie dyscypliny, bo fakt, jest aktywnym człowiekiem. Więc właśnie co sprawia, że chcemy ćwiczyć? Jak myślicie?

Bo ja się nigdy, absolutnie nigdy nad tym nie zastanawiałam. I jak artykuł traktuję pół serio, tak coś w nim sprawiło, że chcę się dowiedzieć. Co sprawia, że wolę jeździć na rowerze, niż siedzieć na siłowni?


poniedziałek, 5 maja 2014

Kwietniowa porażka, majowe nadzieje

Kwiecień to dla mnie udręka, zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym. Zaniedbałam nie tylko bloga, ale i swoją aktywność. Może jednak uznać, że nareszcie wiem co mi jest.
Wszystko zaczęło się od pewnego momentu, w którym zauważyłam że puchnę. Nie tyle że tyłam, co byłam opuchnięta i rozszerzona. Ale to była nowa praca, jedzenie w biegu, waga podskoczyła do góry, no i zima. Ale przyszedł marzec, a po nim kwiecień a sytuacja była coraz gorsza. Potem śmierć babci, pogrzeb, stresy większe w pracy no i się zaczęło. Moja opuchlizna nie tylko się powiększyła, ale i mnie wybrzuszyła w okolicach żeber. Zaczęło boleć, zwijałam się z bólu, udałam się do lekarza. Tego samego dnia wylądowałam w szpitalu. Badania, jeszcze raz badania i więcej badań. W szpitalu zamiast porobić mi ważne badania,dali ketonalu i przeciwzapalne tabletki - wyszłam powiedzmy, że o własnych siłach. Potem prawie dwa tygodnie L4 i leczenie na różne rzeczy. Dopiero pod koniec i kolejnych badaniach, okazało się, że chociaż jest źle, to wszystko przez stres. Mam nadwrażliwe jelita, które pod wpływem stresu anormalnie się kurczą. Przez to zapalenie, przez to powiększenie i przez to wypychanie na zewnątrz. Nakaz: tabletki, spokój i brak aktywności przez długi czas. Dlatego wyszło jak wyszło - zero roweru, kilka spacerów, trochę ciężarków. Co próbowałam poćwiczyć (nawet jogę w domu) od razu ból i zwiększenie mojego wybrzuszenia. Odpuściłam. Czekałam do maja. Jest dobrze. Tabletki pomagają, opuchlizna się zmniejsza, pomierzyłam się, zaczynam wracać do normalności. Bo mi ten brak ruchu, ćwiczeń i moja fizyczność bardzo przeszkadzają.

Zaliczyłam już wspinaczkę pod Górę Ślężę. Właściwie bez przygotowania, znajomości terenu i szlaku - co było nieodpowiednie z mojej (naszej) strony, ale satysfakcja ogromna! Że mimo bólu, mimo choroby, mimo braku przygotowania ten 10km spacerek nam się udał. Było trudno, ale cóż to jest? Bywały i inne, przyjemniejsze i trudniejsze trasy bądź szlaki. Ale jestem z siebie dumna.
Poza tym inne, krótsze bądź dłuższe spacery czy aktywność fizyczna i maj zaczyna się w moich oczach dobrze.



A teraz powrót do normalności. Trzymajcie kciuki!