Każdego roku, w sylwestra obiecuje sobie, że paczka, którą mam jest tą ostatnią. Znacie to? Tak, tak, rzucam palenie, jeden dzień kaca i poszukiwanie papierosów. A bo to fajne, a bo do kawy, a bo coś tam... Bo to tylko kilka papierosów, bo to dłuższa przerwa, a bo ktoś mnie wkurwił, a bo coś jeszcze innego - tysiące wymówek, żeby zapalić. Przecież rzucę jeśli będę chciała, ale teraz nie chcę, teraz muszę na dymka, bo ja po prostu lubię palić.
Takie oszukiwanie siebie, żeby się nie przyznawać jak słabym się jest. Fakt, lubię palić. Lubię trzymać papierosa i zapalić z poranną kawą. Są osoby, których bez papierosa sobie nie wyobrażam - Czubaszek czy Chmielewska. Moje idolki z młodzieńczych lat. Paliłam od 15 lat. Coś koło tego. Raz mniej, raz więcej. Fakt, potrafiłam nie palić kilka dni, ale później odbijało się to na mnie.
Nigdy nie pomyślałam, że zdrowie, że rak, że lepszy sen, że ciśnienie. Że oszczędniej jest nie palić. Po prostu to lubiłam. No i byłam uzależniona. Od tego trzymania, od wdychania, od palenia. Bo w grupie fajniej, bo palacze się szybciej integrują.
Nie zwracałam uwagi, jak mocno mnie to wyniszczało. Jak nakręcało.
Mój organizm czasami dawał mi znać, że już czas skończyć, że on już nie chce. A ja lubię słuchać swojego organizmu. Tylko musiałam trafić na TEN MOMENT. Bo to też jest ważne. Moment, w którym chcesz sobie powiedzieć DOŚĆ. STOP. Mając pewne argumenty i spokój. Bo rzucanie palenia i walka z własną słabością wymaga zarówno odwagi jak i siły. Spokoju. Wyciszenia. Zacząć jest łatwo. Skończyć już gorzej, szczególnie po tylu latach.
Ja trafiłam na swój moment. Pojechałam na urlop. Po prostu pojechałam na urlop. Z jedną paczką papierosów. Na piękne zadupie. Spędzałam tam swoje urodziny. Spadł śnieg. Pierwszy raz paczka papierosów starczyła mi na 5 dni. Zazwyczaj ledwie jeden. Było fajnie. Wtedy poczułam, że to jest TEN MOMENT. Zgasiłam bez żalu ostatniego papierosa. I jak na razie udaje mi się nie sięgnąć po fajki. Ściągnęłam sobie aplikację na telefon, która codziennie mówi mi "brawo, kolejny zwycięski dzień", a ja się czuję coraz lepiej.
Dlaczego spokój w rzucaniu jest ważny? Bo jak tylko wróciłam z urlopu (na urlopie ani przez pół sekundy nie chciałam zapalić), to momentalnie chcica - w pracy zawirowania, natłok myśli, totalne wkurwienie na wszystko. Pośpiech. Na urlopie chillout. Ale daję radę. Niby tylko niecałe dwa tygodnie minęły. Ale dla mnie to dużo. Wg mojej aplikacji nie spaliłam 164 papierosów. Zaoszczędziłam 100zł(+) - i wydałam je na nowy dywan. Kurczę, rozrzutnie, co nie?
Czuję się lepiej - zaczęłam lepiej sypiać, powietrze inaczej pachnie, jedzenie smakuje, mam więcej czasu. Co prawda zaczęłam więcej jeść i emocjonalnie jestem huśtawką, ale to minie. Trzymajcie kciuki, abym za rok powiedziała - udało mi się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarze i za wsparcie, jakie mi okazujecie. To dla mnie bardzo ważne.