Cześć :)
Jak wspomniałam w poprzednim poście, razem z H. próbujemy zdobyć 28 szczytów z Korony Gór Polskich. Na pierwszy ogień coś prostego i lekkiego czyli Ślęża. Poza tym mieszkam jakieś 30km od Sobótki, więc grzechem byłoby nie wejść chociaż raz na tę górę.
Przygotowania zaczęliśmy na kilka dni przed, planując trasy wejścia i zejścia, oraz zaopatrując się w nowe plecaki. Swoją drogą i tak musimy skompletować całość wyposażenia na takie krótkie i dłuższe wypady. Ale wszystko w swoim czasie.
Chyba nie ma mieszkańca Wrocławia i okolic, kto nie słyszałby o Świętej Górze - Ślęży. Kiedyś była górą druidów, następnie mnichów, zbuntowanych innowierców oraz rabusiów. Dzisiaj jest górą turystów. O Ślęży można pisać dużo i nieprzerwanie. Kronikarz i biskup Thietmar z Merseburga pisał o niej tak: "
Owa góra wielkiej doznawała czci u wszystkich
mieszkańców z powodu swego ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano
na niej przeklęte pogańskie obrzędy"
Legenda głosi, że pod górą znajdują się wrota do piekieł (jeśli ktoś jest ciekawy, to
tutaj można się zapoznać z tą opowieścią).
Naszą wyprawę zaplanowaliśmy na poniedziałek, 11 czerwca 2018. Wyruszyliśmy PolBusem z Wrocławia do Sobótki. Pogoda taka sobie, duże zachmurzenie, poprzedniego dnia padało. To dobrze, bo temperatura nie męczyła aż tak i wchodziło się w miarę przyjemnie, a na szlakach turystów było mało. Planowaliśmy pójść drogą znalezioną na
tej stronie, ale początek mieliśmy inny.
Dojechaliśmy do Sobótki, wyruszyliśmy w górę do ulicy Armii Krajowej i tam powędrowaliśmy na lewo, szlakiem "czarnego misia". Przecinaliśmy po drodze dwa inne szlaki, aby w pewnym momencie wejść na żółty szlak i dalej podążać tą ścieżką. Cały czas miałam włączone endemondo, które monitorowało wszystko, nawet, kiedy po prostu czekaliśmy na busa czy odpoczywaliśmy na górze. Raz tylko straciłam zapis, już w trakcie schodzenia.
Wiem jedno - mam strasznie słabe nogi, a moje buty nie nadają się do chodzenia po górach. I tak cholernie się cieszę, że już pół roku nie palę, bo przecież wyplułabym płuca razem z żołądkiem. Słowem -
brakuje mi kondycji. Co prawda nie było tak źle jak się spodziewałam, ale są rzeczy do poprawy przed kolejnym wejściem na inny szczyt.
|
Wieża Bismarcka |
Szliśmy najpierw czarnym misiowym szlakiem od Sobótki, następnie weszliśmy na żółty szlak, którym przeszliśmy na szczyt
Wieżycy (415m), a później drogą żółto-czerwoną (dwa szlaki łączą się w okolicach drewnianej wiaty) podchodząc pod górę, by zboczyć ze szlaku i wejść inaczej (tym szlakiem z podanej wyżej strony) i kierować się różowym szlakiem. Na szczycie spędziliśmy trochę czasu, weszliśmy na wieżę widokową, po czym postanowiliśmy zejść niebieskim szlakiem, ale w połowie po prostu zboczyliśmy z niego i idąc pięknymi leśnymi ścieżkami obeszliśmy górę, trafiając na czerwono-żółty szlak. Przy wiacie poszliśmy więc czerwonym, aż do samego końca. Przez chwilę rozważaliśmy też iść na Przełęcz Tąpadła, ale nie mielibyśmy za bardzo jak wrócić. Może następnym razem :)
I trasa z endemondo: